OPŁYNĘLI HORN
Marek Petryczka, częstochowianin, który kilka tygodni temu jachtem morskim s/y BERG wraz z kolegami – m.in. częstochowianami - Arturem Bergerem (kapitanem jachtu i jednocześnie jego budowniczym) i Sylwestrem Hupą opłynęli Przylądek Horn był dziś gościem Prezydenta Tadeusza Wrony.
Groźny Przylądek. W sumie zatonęło tam 800 statków, a wraz z nimi 10 tysięcy ludzi.
Plakiety dla zdobywców Przylądka Horn. Na zdjęciu Marek Petryczka i Prezydent Tadeusz Wrona
 
Ten niebieski jacht to BERG
Załoga na jachcie...
i na lądzie, nieopodal celu
W oddali Przylądek Horn
W spotkaniu wzięli udział też inni częstochowscy żeglarze, którzy mają za sobą nie lada wyczyny morskie: Wojciech Kmita - żeglował wraz z żoną dookoła świata przez 4 lata, Jan Baczyński - przepłynął z kolegą Atlantyk w 2006 r, Jarosław Cieślak - mistrz Polski w klasie Omega w 2007 r.
 –  Na końcu Ziemi Ognistej, na samym krańcu świata ludzie znali nasze miasto – wspominał Petryczka. – Nie słyszeli nazwy "Warsaw", a znali Częstochowę.
Podobne wrażenia mieli też inni żeglarze.
 – Częstochowa, jeśli chodzi o miejsca w Polsce jest najlepiej znana. Zwłaszcza w tych miejscach „niegłównych” dalekiego świata  – opowiadał Wojciech Kmita.
Jacht s/y BERG wypłynął z Buenos Aires poprzez cieśninę Magellana, okrążył Horn (20 lutego) i wrócił do stolicy Argentyny.
 – Dla kawałka skały żeglarze się tam wybierają. Dziś, w dobie GPS sprzężonego z laptopem jest to dużo łatwiejsze  –  mówił Marek Petryczka. –  Ale kiedy człowiek wspomni sobie tych wielkich żeglarzy – Magellana, Cooka, którzy pływali bez żadnych elektronicznych przyrządów, nie mając pojęcia o pływach które są tam tak niebezpieczne to budzi się wielki szacunek.
Marek Petryczka opowiadał o swoim rejsie, pokazywał zdjęcia.
 – Optymistyczne jest to, że po złych dniach zawsze wychodzi słońce. Były dni, że brakowało jedzenia, wody. Najgorzej było jednak z chlebem, no bo jak długo można jeść rybki w puszce? No to upiekliśmy chleb sami, na patelni... Nie był za dobry, zakalec, ale co chleb to chleb.
SyB
"Morskie" zdjęcia - Marek Petryczka
Artur Bergier - kapitan jachtowy, rozpoczynał karierę żeglarską w Ośrodku Harcerskim w Poraju. Po uzyskaniu stopnia instruktora żeglarstwa przez wiele sezonów szkolił i egzaminował kandydatów na żeglarzy.
W 1999 roku rozpoczął budowę stalowego jachtu morskiego, któremu nadał nazwę s/y BERG. Jacht został zwodowany w 2003 roku i od tego czasu bez przerwy żegluje po morzach i oceanach. Największym osiągnięciem jachtu i jego kapitana jest rejs z Buenos Aires poprzez cieśninę Magellana, okrążenia przylądka Horn w dniu 20.02.2008 r. i powrót do Buenos Aires.
Marek Petryczka - morski sternik jachtowy, członek YC Kolejarz, obecnie pełni funkcję wice komandora ds. technicznych.
Startuje w regatach żeglarskich na zbiorniku w Poraju, od kilku lat żegluje po Bałtyku i Morzu Śródziemnym na czarterowanych jachtach. W 2006 r. uczestniczył w rejsie do Kemi (Finlandia), wraz z przekroczeniem kręgu polarnego.
Sylwester Hupa - sternik jachtowy, członek Zarządu YC Kolejarz, startuje w regatach żeglarskich na zbiorniku w Poraju. Wraz z Markiem Petryczką żegluje po morzach.
Przylądek Horn - skalny cypel na krańcu Ameryki Południowej, na skraju dwóch oceanów. Jego zła sława sięga XVI wieku. Zdarzało się, że przez silne i zmienne wiatry, głównie zachodnie, wysokie fale, sięgające 30 metrów (to całe 10 pięter!) oraz dużą krę zimą, żaglowce próbowały przebić się z oceanu na ocean przez 10 miesięcy. Duże statki miały poważne trudności z utrzymaniem sterowności - nie ślizgały się po falach, tylko się w nich zanurzały. W sumie zatonęło tam 800 statków, a wraz z nimi 10 tysięcy ludzi.
Przylądek Horn odkryto w 1525 roku. Nazwę otrzymał dopiero w 1616 roku. Nadał mu ją holenderski żeglarz Willem Schouten. Jego pierwsza nazwa, Kaap Hoorn, wzięła się od miasta Hoorn, z którego pochodził żeglarz. Anglicy skrócili nazwę do Cap Horn (Przylądek Róg), a ludność hiszpańskojęzyczna nazywa go Cabo de Hornos, co znaczy - przylądek z piekarnika.
Horn nie jest najdalej wysuniętym punktem kontynentu, leży bowiem na wyspie. Dno morskie wokół niego podnosi się gwałtownie z głębokości 2000 do 40 metrów, co powoduje wysokie fale i silne prądy morskie, przekraczające 8 węzłów (15 km/h). To właśnie sprawia trudność w jego opłynięciu.
Pierwszy raz polska bandera – słynny „Dar Pomorza” dopłynęła na Przylądek Horn 1 marca 1937 roku.